początki bywają trudne, ale jakie fascynujące. Grzebiąc w internecie przez przypadek trafiłam na biżuterię robioną przez Drakonarię...mój zachwyt spowodował od razu chęć poznania techniki, jaką powstawały te cuda. No i dowiedziałam się, że jest to "Art Clay". wyczytałam wszystkie blogi na temat...i uznałam , że cudowne wspaniałe...i proste w wykonaniu (przecież z glinki FIMO robię najróżniejsze misterne rzeczy)...nic bardziej mylącego.
Art Clay najprościej to pył srebrny, zmieszany z celulozą i uwodniony. Tworzy to taką niby glinkę, z której TEORETYCZNIE łatwo się lepi różne kształty, następnie dokładnie suszy, obrabia pilnikiem np i wypala już w temperaturze 650 stopni C, czyli wystarczy kuchenka gazowa i siatka z chromoniklówki ...
Czułam się jak alchemik. Zeskrobując z palców szarą paciaję, której przysłali mi odrobinkę na czubek noża (10 dag, za spooore pieniążki, trzeba było więc uważnie tym gospodarować), próbowałam sobie wyobrazić, że z tego koślawego czegoś, co z trudem odkleiłam od stołu, będzie piękny błyszczący srebrny wisior... Po wyschnięciu zmieniło się to w coś , co przypominało gips. Białe twarde, ale dające się oszlifować...Skrupulatnie zbierając pył, żeby jeszcze go użyć, udało mi się z grubsza ukształtować w zadowalający kształt i na kuchenkę...
Lekka panika, bo wszystko się zapaliło wysokim płomieniem, ale przetrwałam, odczekałam, aż całość stanie się czerwona od rozgrzania i wyłączyłam kuchenkę...
Po ostygnięciu jakieś takie niewyględne się to stało...szarawo-białawe. Szczotka z brązu w ruch i po chwili szczotkowania pojawia się połysk...potem dłuuuuugie szlifowanie, polerowanie, oksydowanie, znowu polerowanie...a efekt daleki od jubilerskich świecidełek. Jednak okazało się, że jest dokładnie taki, jaki jaki ja chciałam osiągnąć...uwielbiam klimaty średniowieczne, wykopaliska, grupy odtwarzające X wiek, bractwa rycerskie...to jest ten mniej więcej klimat.
Niestety , to było szczęście początkującego, po kupieniu następnej , większej porcji materiału dużo go zmarnowałam, źle wypaliłam, rozsypało się w trakcie obróbki.
Podejrzewam , że jeszcze wiele przygód czeka mnie z tą techniką, ale zakochałam się w niej.
No i to, że z błota powstało błyszczące srebro...piękne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz